sobota, 22 marca 2014

LARUNBATA

la Alhóndiga













Sobotnie przedpołudnie w łóżku było tak leniwe, że chciałam je przeciągnąć do północy w niezmienionej formie. Niestety jako aspirująca blogerka musiałam szukać mięsa do postu na dzisiaj. Miało być kino, ale całe miasto i przysiółki również wpadlły na ten sam pomysł. Aktualnie króluje komedia z klimatami baskijskimi, i jak widać to taki hit, że spontanicznie się dzisiaj nie dostałam aż do trzech kin, no bilety idą  jak woda. Nie odpuszczę temu dziełu, jak złe by nie było. Postanowione. 

info o konkursie

Deszcz lał, wiatr wiał, a ja jednak wyszłam. Przeprawiłam się do najpierw Getxo, żeby coś przyjąć. Oczywiście była to już pełna pora obiadowa (tutaj pora obiadowa ISTNIEJE o konkretnej porze), sobota, dzień wolny, pogoda barowa, wszędzie tłumy, a im lepszy bar tym bardziej napakowany. No nic, nabrałam powietrza na odwagę i dalejże pomiędzy te tłumy, do baru żwawo. Szczęśliwie od urodzenia mam tak niezachęcający do kontaktu wyraz twarzy złego polaka, że nikt mnie może dzisiaj nie zagadał. Nogdy tylko wifi łapało, przestawało mnie kompletnie interesować otoczenie. W taki cudownie aspołeczny sposób zwiedziłam z trzy miejsca.


W już niemal ulubionym barze Sugaar, niestety bez internetu, z nudów zaczęłam oglądać gazetki i propagandę. A tam co za niespodzianka. Za parę dni konkurs na najlepsze pintxo miasta Getxo, chyba z 50 miejsc konkuruje z konkretną przekąską w każdym miejscu. Rozrysowana z nazwami mapa. No lepiej się nie da.

Zbankrutuję i wrócę jako smok, ale od czego się jest na wakacjach od wszystkiego. A jeść jednak trzeba zawsze.


Złożyłam dzisiaj niby krótką wizytę w Bilbo, w międzyczasie rozpogodziło się, więc zaraz uciekłam metrem z miasta. Dla zdrowotności zrobiłam kolejne km wzdłuż plaży. Żeby nie było za dobrze zerwał się zimny wiatr i złapał mnie kolejny dzisiaj deszcz. Zmarznięta i cała sczerwieniała z zimna wpadłam do lokalnego baru komunistów baskijskich o nazwie, która doskonale mnie określała po tym spacerku - Czerwona gwiazda. Młody zbuntowany barman polał mi patxarran na rozgrzanie. Teraz już siedzę pod kocem w domu zastanawiając się, po co mi były te wszystkie kilometry skoro i tak znowu jestem na sofie. 





Na dobranoc, żeby nie było zbyt barowo, poleca się z pozdrowieniami dla naszej pięknej półkobiety półryby z herbu stolicy, pan Syren z Getxo mówiąc Hejka. 


3 komentarze:

  1. opłacało sie nie spać i odświeżać bloga, kolejny wpis, kolejne pintxo z widokami w tle. Super, pan syrenek nie porywa, nie oferuje pintxo ;)

    OdpowiedzUsuń