sobota, 29 marca 2014

AGUR
















Na do widzenia, krótki post bo pakuję walizy, a M obok czyta mi kawały baskijskie, coś jak polish jokes, ale bardziej w kierunku cojones. Niektóre dobre, jak to z kawałami, a za 5 minut żadnego z nich nie będę pamiętała. 

Dzisiaj gorzki smak pożegnania, więc chwilowo napiszę o czymś słodkim. Generalnie tutaj jada się dużo słodkiego, cukierni mnogo. Najlepsze na świecie, chyba piszę to serio, jest miejsce w Bilbao i w Barakaldo, cukiernia Onenak. Zjadłam kiedyś tam ich specjalne ciastka i oszalałam, haute patisserie, czy jak to nazwać. Zresztą onenak, po baskijsku znaczy najlepsze, bez komentarza. Boskie, pyszne najlepsze, i piękne. Zjedzone na podwieczorek plastikowymi łyżeczkami z lidla, na ławce na bulwarze przy Nervionie. W tle ryk z San Mamesa, bo zaczynał swoje męki Athletic Bilbao. Po chwili doznałam cukrzycy, widzenia tunelowego ale w formie ekstazy. Jednak jak przetoczyłyśmy się niby najedzone parę ulic ku centrum, zaraz poszłyśmy zjeść z M coś na ostro. 

Casilda , bar z pięknymi pintxos był cudownym dopełnieniem niemal dwutygodniowej degustacji. No od jutra hello gary, a może jeszcze nie jutro, w końcu niedziela. No dobra to na koniec pintxo, żeby wam było przykro, jak jeszcze nie zazdrościcie onenaków. 



Agur Euskal Herria, agur kotek, agur M i S. Wrócę jeszcze bardziej głodna. <3 
ps. Niezwyciężeni (sarkazm) Baskowie umoczyli z Atletico Madryt. Ostatnio kiedy tu byłam było identycznie źle, ale mecz było wiele większą stawkę- ligę Europejską. Ekscytacja piłką i tymże klubem i generalnie amok nadmierny sprawia, że natychmiast tracę futbolowe zainteresowanie, bo i tak od tego nie jestem bombardowana biernie.  No nic, całe w koszulkach i szalikach miasto rozeszło się rzeszami pić bo pogoda już jak trzeba. A ja w drogę do domu. Tak mi się nie chce wracać, że nawet nie raczę mieć reisefiber. 



ps2. koniec bloga?


2 komentarze: